sobota, 24 maja 2014

Rozdział 11

                                  *Oczami Zuzanny*

           Rano obudził nas przeraźliwy krzyk małego dziecka. Obydwoje otworzyliśmy szeroko oczy patrząc na siebie ze zgrozą, jedno przeleciało nam przez głowę "Darcy". Szybko wstaliśmy i poszliśmy w kierunku hałasu. Okazało się, że mała wstała od nas wcześniej i sprytnie włączyła sobie telewizor, przełączając na swój ulubiony program. Ten pisk, który słyszeliśmy, był piskiem radości jaką wywołała kreskówka. Myślę, że i mnie, i Harry'emu na sekundę stanęło serce.
           Mój narzeczony oglądał ze swoją córką bajki, a ja poszłam do kuchni, aby przygotować śniadanie. Wtedy zrobiłam nam kolorowe kanapki, które szybko zniknęły z talerzy.  Potem wybraliśmy się na spacer jak co sobota. W parku na placu zabaw, było bardzo słonecznie, wręcz upalnie. Trochę źle się poczułam, ale pomyślałam, że to wina temperatury. Przed oczami mignęły mi kolorowe plamy i nagła ciemność.

                                    *Oczami Harry'ego*

           Kiedy Dar bawiła się z innymi dziećmi, a ja stałem obok, obróciłem się i zobaczyłem, że Zuzia leży na ziemi. W sekundzie do niej podbiegłem, ani drgnęła. Serce niemiłosiernie zaczęło mi walić, jakby chciało wyskoczyć. Zaraz wokół nas zebrała się garstka ludzi, kazałem pierwszej lepszej osobie zadzwonić po karetkę. Na szczęście nie musieliśmy długo czekać. W tym czasie wziąłem ją na ręce i patrzyłem z przerażeniem. Gdy ambulans był już na miejscu wzięli ją na nosze, a mnie i Darcy pozwolili wejść do środka. Wtedy puściły mi nerwy i zacząłem płakać, mała też była przestraszona, nie wiedziała co się dzieje. 
            Będąc już na pogotowiu o wszystko mnie wypytali, a w tym czasie zabrano ją do sali, gdzie odbyły się wszystkie badania. Siedzieliśmy przed salą, kiedy nasza córka w końcu zapytała:
- Tato, co się dzieje z mamą? - złapała mnie z kolana
- Mama źle się poczuła, ale pan doktor się nią zajmie. Nie bój się. - powiedziałem.
Chociaż tak naprawdę sam się bałem, ale w chwili, kiedy Darcy powiedziała "mama", zrobiło mi się lepiej i... poczułem się jakbym miał wreszcie prawdziwą rodzinę. Nagle wyszły wszystkie pielęgniarki  i doktor, zerwałem się i od razu zapytałem co z nią jest.
- Pańska narzeczona, panie Styles ma objawy podobne do guza mózgu, który teraz zaczął dawać siwe znaki, ale jest też dobra wiadomość. Jest bardzo mały i łatwo będzie go usunąć. Najważniejsze to być dobrej myśli. Jeśli chce pan się dowiedzieć więcej na temat usunięcia guza, proszę przyjść do recepcji, stamtąd pana zaprowadzą do mojego gabinetu, a teraz może pan wejść. 
"guz mózgu" te dwa słowa sprawiły, że moje kolana były jak z waty. Wszedłem do sali wraz z małą, ona leżała jakby spała. Na początku miałem najgorsze przeczucia i myśli, ale nie pomyślałem o raku. 
             Kiedy trochę ochłonąłem, zadzwoniłem do moich rodziców i jej ojca - przecież musieli wiedzieć. Najpierw przyjechał jej tata no i oczywiście zaraz zapytał co się stało, powiedziałem co i jak, aż usiał. Nie dziwię mu się, ja sam prawie zemdlałem. Za parę minut byli moi rodzice, byli zdenerwowani chociaż nie wiedzieli, że Zuzia to moja narzeczona, kiedy powiedziałem im o co chodzi moja mama zdenerwowała się jeszcze bardziej. Pomyślałem, że to dobry moment, by im powiedzieć, iż planujemy niedługo wziąć ślub, gdyby nie daj Boże działo się z nią coś złego. Tak też zrobiłem, wszyscy byli zdziwieni, mam nadzieje, że pozytywnie.
- No tak, teraz rozumiem czemu nas tutaj wezwałeś - powiedziała moja mama.
- Przepraszam, że dowiadujecie się o tym w takich okolicznościach, ale chyba mnie rozumiecie, pan oczywiście też -zwróciłem się do ojca mojej narzeczonej.
- Mów mi na "ty", wkrótce będziesz mężem mojej córki - uśmiechnął się miło podając mi rękę. Wszyscy byliśmy przy niej długo, niestety nie ocknęła się. Moi rodzice już pojechali, natomiast ja i mój przyszły teść wciąż przy niej czuwaliśmy. 
- Może jedź już do domu, ja tu zostanę ? - po chwili zapytał.
- No nie wiem, martwię się 
- A ja nie? Mówię ci, jedź. Zresztą popatrz na swoją córkę, śpi na twoich kolanach, już późno - namawiał mnie.
W końcu się zgodziłem, miał rację powinienem więcej uwagi poświęcać Darcy i mniej myśleć o sobie.
                  Gdy byliśmy już w domu przebrałem Dar w pidżamkę i położyłem do łóżka pod kołdrę. Ja w tym czasie poszedłem wziąć prysznic, potem położyłem się obok mojej córeczki. "tej nocy chyba nie zasnę" - pomyślałem.

                                * Oczami Zuzanny *

                   Otwierając powoli oczy oślepiała mnie biel. Ja znałam tą biel..."o nie" - przeleciało po mojej głowie. Wtedy sobie przypomniałam, że ta biel kojarzy mi się z wypadkiem i śmiercią Niall'a. Zdenerwowałam się i szybko rozejrzałam dookoła, w sali był tylko mój tata. 
- Co się stało? - zapytałam be znamysłu.
- Obudziłaś się! - przytulił mnie.
- Tak, a Harry? Gdzie on jest?
- Spokojnie jest w domu, wczoraj w nocy kazałem mu jechać, bo o już prawie spał na stojąco.
Najważniejsza była tylko wiadomość, że Harry'emu nic nie jest. Nie zniosłabym wieści o tym, że mu się coś stało, ale kiedy tata powiedział mi co się stało muszę przyznać, że zaczęłam się trochę obawiać, bo przecież omdlenia nie dzieją się z niczego. No cóż, zobaczymy co powie lekarz.

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 10

                                      * Oczami Zuzanny *

         Ostatnia noc dała mi wiele do myślenia. Nieoficjalnie jesteśmy razem, co to znaczy? To znaczy, że nasza rodzina o tym nie wie. Co prawda już jakiś czas temu myślałam o tym, by powiedzieć tacie o moim związku no i oczywiście chciałabym poznać rodziców mojego partnera, ale niestety jeszcze z nim nie rozmawiałam na ten temat. 
          Tego dnia - po cudownej nocy - obudziłam się pierwsza. Zwlekłam się z łóżka, poszłam do łazienki, a następnie do kuchni. Chciałam zrobić Harry'emu niespodziankę i przygotować pyszne śniadanie. Sięgnęłam do szuflady po potrzebne mi rzeczy. Następnie podeszłam do lodówki po warzywa, sery. Kiedy wszystko miałam już przygotowane, sięgnęłam po nóż i zabrałam się do krojenia pomidorów, wtedy na biodrach poczułam duże dłonie i brodę na ramieniu.
- Dzień dobry. - usłyszałam gruby, zachrypnięty głos Harry'ego.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się.

- Może mogę ci w czymś pomóc? - zapytał odrywając się ode mnie.
- Nie, teraz ja tutaj rządzę. - powiedziałam pokazując nóż w ręce uśmiechając się szeroko.
- W takim razie, ja idę do łazienki.

Tak też zrobił, a kiedy wrócił jedzenie było już na stole.
            Wspólnie zjedliśmy śniadanie, po którym wybraliśmy się na długi letni spacer. Dzień był cudowny. Słońce rozjaśniało wszystko i wszystkich, sprawiało, że chce się żyć. Doszliśmy do parku, było tam dużo ludzi, głównie rodzice z małymi dziećmi. Zauważyłam, że Harry'emu zrobiło się jakby przykro...

- Coś się stało? - zapytałam.
- Nie, tylko...Uświadomiłem sobie jakim złym ojcem jestem. Wiesz, czasami się zastanawiam, to znaczy, ach... no po prostu jestem niedojrzały. Chyba...nie potrafię dobrze zająć się swoim dzieckiem - zwierzył się.

- Och..., Harry. Przecież masz dwadzieścia trzy lata, gdybyś miał siedemnaście to bym rozumiała, ale teraz trzeba ci tylko kogoś do pomocy, i masz kogoś takiego. Jestem ja, pomogę ci w wychowaniu dziecka, oczywiście jeśli chcesz, ale na początek musiałabym poznać małą - rozmawialiśmy idąc.
- Naprawdę? Mogłabyś? Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło. Długo się zbierałem, żeby z tobą o tym porozmawiać, chcę, żebyś ze mną zamieszkała. - zatrzymał się i stanęliśmy twarzą w twarz - Wtedy ty, ja i Darcy, bylibyśmy jak... rodzina. - lekko się zdziwiłam jego słowami, ale...byłam szczęśliwa, że to powiedział, kochałam go. - Pragnę, abyś była matką dla mojej córki, a... żoną dla mnie.- wyciągnął z rękawa małe czarne pudełeczko i uklęknął. Wszyscy odwrócili się w naszą stronę i patrzyli z zadowoleniem. W końcu Harry zapytał czy zgodzę się zostać jego żoną. Zamurowało mnie. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, wzruszenie ściskało moje gardło, więc pokiwałam energicznie głową, a on szybko wstał i mocno się przytuliliśmy. Nie zwracaliśmy uwagi na "widownię", która zaczęła bić brawo, klaskać i nam gratulować. Po chwili odkleiliśmy się od siebie i Harry wsunął pierścionek na mój szczupły palec. Tak bardzo się cieszyliśmy. To co wtedy czułam było nie do opisania.
                Po tym prawie pobiegliśmy do domu. Weszliśmy szybkim krokiem do mieszkania, zdjęliśmy buty. Opadliśmy na kanapę i zaczęliśmy się namiętnie całować. Szybko pozbyliśmy się swoich ubrań. przewracaliśmy się raz na jedną stronę raz na drugą, czochraliśmy swoje włosy wpijając się w swoje usta z miłością. Już chwyciliśmy za swoje spodnie kiedy zabrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Nasza mina miała wyraz mniej więcej; "TERAZ?!", ale szybko się zebraliśmy. Na początek mój narzeczony sprawdził kto do nas przyszedł. Otóż, jego siostra i córka. Spanikowaliśmy lekko. Harry moczył włosy i zawinął w ręcznik, by powiedzieć, że nie słyszał dzwonka, a ja poszłam pod prysznic - musiałam ochłonąć. 
- Cześć. Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy. - Gemma uśmiechnęła się i weszła z Darcy do środka.
- Nie, skąd. Tylko byliśmy w łazience, no i wiesz...
- O, my - popatrzyła na ubrania leżące na ziemi.
Chłopak trochę się speszył, zabrał ubrania i odniósł je do sypialni. One usiadły na kanapie. Harry szybko do nich wrócił.
- Cześć, Darcy - przytulił ją.
- Ceść, tato - szeroko się uśmiechnęła, a ja zerkałam z boku.
- Jak ja cię dawno nie widziałem... Jesteś coraz śliczniejsza. - pocałował ją w czoło i zawołał, kiedy mnie zobaczył.
- Darcy,poznaj Zuzię. 
- Hej - wyciągnęłam do niej rękę.
- Hej!- powiedziała krótko, podając mi rękę i od razu podeszła do Harry'ego chowając się za nim.
- Nie wstydź się - powiedziała Gemma, która chyba nie zbyt była zadowolona z mojego widoku - co wywnioskowałam z jej wyrazu twarzy.
                   Siostra mojego narzeczonego nie siedziała u nas długo, właściwie chciała tylko przyprowadzić Darcy - tamten tydzień miała spędzić z nami. W sumie cieszyłam się, że tak szybko poszła, chciałam lepiej poznać małą. No i udało się. Wydawało mi się, że mnie polubiła. Do późnego wieczora bawiliśmy się, aż w końcu wszystkim zachciało się spać, więc Harry i ja wykąpaliśmy małą i położyliśmy się w trójkę spać.
                    Ten dzień zmienił moje życie na dobre. Czy takie będzie? To się okaże.

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 9

                                      *Oczami Zuzanny*


         Ostatnimi dniami dużo rozmyślałam nad swoim życiem. Czy to przeznaczenie, że poznałam Harry'ego? Czy może przypadek? Czy Niall musiał umrzeć? Czy zwykła ludzka głupota? Nie miałam pojęcia. Niedawno złapało mnie poczucie winy. Czułam się tak, jakbym kogoś zdradzała, odstawiła na bok i zapomniała, jak o rzeczy... 
          Wiem, że Harry jest dla mnie kimś więcej niż partnerem, ale ciągle jeszcze nie zapomniałam o dawnej miłości. Cóż, było minęło lecz nadal mam z nim coś wspólnego - kocham jeść. Jeśli o jedzeniu mowa, zaraz po moich rozmyśleniach poszłam w kierunku kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Przechodząc przez salon o mało co nie dostałam zawału. Na kanapie siedział...Niall. Byłam przerażona, myślałam, że to jakiś żart. Wyglądał jakby na kogoś czekał, a ja stałam wryta w podłogę. Za jakiś czas wydusiłam z siebie:
- Niall, czy to ty?- odwrócił się.

- O Zuzia, wreszcie jesteś. Długo na ciebie czekałem.-blondyn wstał.
- Nie wierzę. Czy to żart? Ty wcale nie umarłeś? Ja nie wierzę własnym oczom.- zaczęłam panikować, miałam kolana z waty.
- Spokojnie. To nie żaden żart.-zbliżył się.
- Ja...nic nie rozumiem.- łzy napłynęły mi do oczu, głos zaczął się łamać.
- Posłuchaj mnie. Nic nie mów, tylko mnie słuchaj. Jestem tutaj, żeby ci powiedzieć, że ja na ciebie nie zasługiwałem, zdradziłem cię, a teraz chcę ci powiedzieć, że mężczyzna, którego poznałaś parę miesięcy temu jest tym właściwym i tym, który cię nie zdradzi, nie zostawi, nie zapomni. Zrozum to, że ty byłaś dla mnie za dobra i nie zasłużyłem, by ktoś taki jak ty był obok mnie. Wiem, że masz mnie czasami w głowie, najczęściej wspomnienia związane ze mną, bo ja zawsze do ciebie przychodzę, gdy o mnie myślisz, tylko mnie nie widzisz, nie wiesz o tym. Jestem wtedy z tobą w myślach. Nie obok ciebie, nie za tobą, nie nad tobą, ale w twojej głowie. Teraz przyszedłem, bo miałaś problem. Pojawiłem się i teraz ci wszystko wyjaśniam. Nie możesz być winna za to, że się zakochałaś i jesteś szczęśliwa. Uwierz, ze mną nie byłoby ci tak dobrze. W rzeczywistości jestem prawdziwym dupkiem. I chcę, żebyś o mnie zapomniała i żyła rzeczywistością, była zadowolona. Takie jest moje ostatnie życzenie i pragnę, abyś je spełniła, a teraz proszę, zapomnij o mnie...Zapomnij...-po tych wszystkich wypowiedzianych słowach powoli rozmył się niczym dym...- Wtedy się obudziłam. Byłam cała spocona i drżałam. Najgorszy sen w moim życiu. Przez długi czas chodziłam przerażona i bałam się zasnąć, żeby to się nie powtórzyło...Hm, może powinnam mu uwierzyć. Myślę, że zmarli nie przychodzą do snów bez powodu. Zazwyczaj dzieje się to wtedy, gdy chcą nam coś przekazać, tak jak Niall mi.

                  Od ostatniej sytuacji minął miesiąc i więcej się to nie powtórzyło. Tak jak mnie prosił starałam się o nim nie myśleć i prawdę mówiąc udawało mi się to bez większych problemów. Zawsze, kiedy jestem z Harry'm zapominam o Bożym świecie, wtedy liczy się tylko on. Będąc pod porannym prysznicem zaczął zdzwonić mi telefon. Na szczęście leżał przy umywalce, więc osuszyłam tylko dłoń i przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo?

- Mogłabyś otworzyć drzwi? Stoję tu już chyba z dziesięć minut.
- Harry, głuptasie. Poczekaj moment. - odłożyłam komórkę i owinęłam się w ręcznik. Wsunęłam na nogi klapki i poszłam do drzwi, by je otworzyć.
- Cześć, kochanie. - przywitał się.

- Cześć. - dałam mu całusa w policzek.
- Czy wiesz jaki dziś dzień? - kiwnęłam twierdząco głowią - Dobrze, a w związku z powyższym, zapraszam cię dziś do mnie na kolację. 
- Cudownie. Na pewno przyjdę...- uśmiechnęłam się.
Zbliżył się do mnie, złapał za biodra i czule pocałował, po czym przytulił mnie i powiedział, że czeka, a ja zamknęłam drzwi i wróciłam do łazienki.
                  Zanim się obejrzałam nastał wieczór. Zaczęłam się szykować do wyjścia. Postanowiłam założyć czerwoną sukienkę, czarne szpilki i nie za mocny makijaż. <KLIK> Przygotowywanie się zajęło mi dużo czasu, ale dla Harry'ego musiałam świetnie wyglądać, zwłaszcza, że wtedy były jego dwudzieste trzecie urodziny. Chwyciłam za moją małą czarną kopertówkę i torebkę z prezentem dla szatyna, i wyszłam. Za parę sekund byłam przed jego drzwiami.
- Czeeść, zapraszam. - wpuścił mnie do środka.

Od razu zauważyłam pięknie nakryty stół dla dwojga, przy którym zaraz zostałam posadzona. Za niedługo zjedliśmy pyszną kolację i przenieśliśmy się na kanapę, gdzie długo ze sobą rozmawialiśmy i śmialiśmy, co chwilę pojawiały się małe buziaki, ale nie wytrzymaliśmy. W końcu wpiliśmy się w nasze usta, że nie mogły się rozdzielić. Moje ręce powędrowały pod jego koszulkę, która szybko wylądowała na ziemi, a on jednym ruchem rozpiął moją sukienkę. Nie odrywając się od siebie dotarliśmy do sypialni. 
                   Harry zrzucił ze mnie ubranie i przygniótł plecami do ściany, a ja pozbyłam się jego spodni. 
- Tak długo na to czekałam...- wyszeptałam i objęłam jego biodra nogami. On złapał mnie za pośladki delikatnie położył nas na łóżku. Za moment oderwał się od moich ust i zaczął całować mnie po całym ciele, jego ręce również błądziły. Raz były na pośladkach, raz pod stanikiem, a ja 'miziałam' go po plecach. Potem zamieniliśmy się rolami. Teraz ja 'objęłam stery'. Całowałam go po jego muskułach i brzuchu. Potem znowu wpiłam się w jego usta, a on za chwilę był gotowy. Obróciłam się na plecy i go poczułam. Wydałam z siebie cichy dźwięk zadowolenia i wtedy zaczęła się zabawa. Z każdą chwilą wszystko nabierało tępa. Potem na nim usiadłam i padały czułe, gorące, namiętne pocałunki, które nas rozgrzały. Bardzo mocno go objęłam i lekko przygryzłam ucho, natomiast on całował mnie po szyi. Następnie położył mnie, a jego język wędrował po moim brzuchu od pępka, aż po same wargi. Aż w końcu zapytał:
- Wystarczy?

- Wystarczy.- uśmiechnęłam się szeroko i mocno go przytuliłam.
- To był mój najlepszy prezent urodzinowy jaki kiedykolwiek dostałem.-położył się obok i objął mnie ramieniem. Jestem naprawdę najszczęśliwszą osobą na świecie mając przy sobie takiego mężczyznę. 

Resztę czasu leżałam na nim, cmokając go i bawiąc się jego loczkami. A potem usnęliśmy w objęciach pod jedwabną pościelą...

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 8

                                                   * Oczami Zuzanny *

         Nasza rozmowa się ciągnęła w nieskończoność. Dowiedziałam się o nim naprawdę wiele. Muszę przyznać, że ma bardzo ciekawą osobowość. Naprawdę przyjemnie mi się z nim rozmawiało. Kiedy wymienialiśmy się informacjami mój wzrok zjechał odrobinę w dół i wbił się w jego usta. O rany, jak ja chciałam ich dotknąć, pocałować."Aa przestań!" - mówiłam w sobie w myślach. Po chwili spojrzałam na jego piękne, zielone oczy. Nie mogłam się od nich oderwać. Było gorzej. Patrzyłam w nie tak, tak głęboko, że miałam wrażenie, że jestem coraz bliżej niego. Wnet zgasło światło, telewizor, wszystko przestało działać. Ogarnęła nas ciemność. Nie wiedzieliśmy co się stało. Spojrzałam przez okno, na całym osiedlu było ponuro. Po chwili dowiedzieliśmy się, że coś zerwało linie wysokiego napięcia i awaria może potrwać nawet kilka dni. Pomyślałam, że może czas iść do domu - wcale tego nie chciałam, po prostu było mi głupio. On znowu mnie zatrzymał.
 - Zostań jeszcze trochę.- złapał mnie z nadgarstek i popatrzył błagalnym wzrokiem.
 - Harry...- popatrzyłam na niego- zasiedziałam się.

 - Oj no... przecież się nie wprosiłaś. Nie każ mi prosić dwa razy, a poza tym teraz jest tak ciemno...- poprowadził mnie na kanapę - a ja boję się ciemności.- zażartował.
 - Aa..dobra.- uległam i padłam na kanapę.
 - Idę po świeczki, poczekaj chwilę. 

Oczywiście czekałam. Szczerze mówiąc, miałam wrażenie, że rozkochuje mnie w sobie, ale nie wiem czy specjalnie, czy to ja się w nim zauroczyłam. Nie chcę tego. Jeśli będzie taki jak Justin? Sprowadzi mnie na złą drogę i zniknie? A jeśli będzie taki jak Niall? Wyjedzie potem wróci i znowu go stracę? "Nie. Stop! O czy ja myślę."- mówiłam sobie w głowie. Wtedy wrócił Harry. Postawił świece na stoliku obok nas, na parapecie przy oknie i na blacie w kuchni. Było ślicznie, nastrojowo i tak... romantycznie. W związku z tym, iż nie było światła zostało też wyłączone ogrzewanie przez co zrobiło mi się zimno. Powiedziałam to Harry'emu. Wstał, poszedł do sypialni i wrócił z kocem. Rozłożył go, usiadł na kanapie z szeroko wyciągniętymi ramionami i kiwnął głową na znak, że mam się do niego przysunąć. Zrobiłam to. Trochę się krępowałam, ale było cudownie. Wiem to trochę dziwne, ale... czułam się jakbyśmy się znali od dziesięciu lat.
 - Wiesz...- zaczął - Muszę ci coś powiedzieć.
 - Tak?
 - Może wydać ci się to dziwne, ale mam wrażenie, że znamy się już naprawdę długo. Pierwszy raz czegoś takiego doświadczam. Znam osobę kilka dni, a wydaje mi się jakby to było kilka lat. 

 - Rozumiem... Mam tak samo.- wtedy przytulił mnie mocniej. 
Nie no... przecież to nie mogło tak być. Znaliśmy się za krótko, a to wszystko działo się za szybko. Musiałam coś z tym zrobić. Musiałam stamtąd wyjść. Tym razem mnie nie zatrzymywał. Odprowadził mnie do moich drzwi.
 - A zanim wejdziesz...- złapał moją twarz w dłonie i czule pocałował. Uśmiechnęłam się i szybkim krokiem weszłam do mieszkania. Mocno oparłam się na drzwiach, wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam do góry przygryzając wargę, po czym zamknęłam drzwi na klucz. Jej... trochę nie mogłam uwierzyć, że to się stało naprawdę. Nie wszystko poszło po mojej myśli, ale w jakby nie było pragnęłam tego. Dotyku jego ust. Były takie... ciepłe i delikatne, jak marzenie.

          Wzięłam szybki prysznic i poszłam ze świeczką do sypialni, położyłam ją na stoliku nocnym. Kiedy leżałam już w łóżku chcąc zasnąć, coś mi nie pozwalało. Mianowicie myśl o nim. Cały czas miałam w głowie Harry'ego. Jego usta, jego...oczy, delikatność... Ja chyba naprawdę się w nim zakochałam. To jest coś na miarę miłości od pierwszego wejrzenia, choć nie można nazwać tego miłością. Zauroczenie, tak, to dobre określenie.
              
                                     * Miesiąc później *

       Dzisiaj rano, gdy słodko spałam obudził mnie dzwonek do drzwi. Ubrałam szlafrok i zobaczyłam przez dziurkę w drzwiach, że przyszedł do mnie Harry. Otworzyłam drzwi i poszłam do łazienki, by się trochę ogarnąć. Miałam twarz nad umywalką i ktoś złapał mnie w pasie. Szybko otarłam twarz i usłyszałam:
 - Witam, panią. - powiedział Harry.
 - No witam, witam. - pocałował mnie w policzek.

 - No. To dzisiaaaaj zabieeram cię na majowy pikniczeek. Co ty na to? - zapytał bujając mnie i położył swoją głowę na moim ramieniu.
 - Mm...okej. O której?
 - O czternastej, będę tuutaj. - dał buziaka w drugi policzek i wyszedł.
        Przyszedł czas spotkania, szatyn zapukał do moich drzwi. Wyszłam już gotowa, a Harry zabrał nas na piękną łąkę. Muszę  przyznać, nigdy wcześniej jej nie widziałam. Gdy wysiedliśmy z samochodu Harry wyjął z niego potrzebne rzeczy i usiedliśmy w odpowiednim miejscu. Było cudownie. Słońce, kwiaty, motyle. Dzieliliśmy się jedzeniem, rozmawialiśmy. Sypało się wiele pocałunków. Za chwilę się położyliśmy. Leżeliśmy wtuleni w siebie długo. Po jakimś czasie on zawisł nade mną i wpił się w moje usta przygryzając je. Do wieczora przebywaliśmy w tym cudownym miejscu, a resztę dnia u mnie. Hm...chyba mogę powiedzieć, że Harry i ja... jesteśmy razem.

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 7

                                   * Oczami Zuzanny *
         Dzisiejszy dzień zapowiadał się nieciekawie. Prawie całą noc nie zmrużyłam oka. Moja noga ciągle dawała o sobie znać. Chwilami ból był tak silny, że nie widziałam co mam ze sobą zrobić, chciało mi się wrzeszczeć. Tabletki nic nie pomagały. W końcu udało mi się zasnąć mniej więcej koło piątej, a Patrycja obudziła mnie o ósmej. Myślałam, że ją uduszę.
         Zaraz kazała sobie wszystko opowiadać, tak, więc powiedziałam jej o całym wczorajszym zdarzeniu. Kazała mi iść do lekarza, bez wątpienia pójdę. "Hm... tylko jak tam dotrę? Pewnie znowu będę musiała poprosić o to Harr..., a... nie, jednak nie. Zadzwonię do taty." - pomyślałam.
 - Halo? - usłyszałam jego głos.
 - Cześć, tato. Mam prośbę.
 - Słucham?
 - Czy mógłbyś podwieźć mnie do szpitala? Mam problem z nogą.
 - No jasne. Będę za pół godziny. Na razie.
Nie sądziłam, że to będzie takie proste. Normalnie wyglądałoby to tak: " Nie mam czasu...", "Jestem za miastem." lub "Zaraz mam spotkanie.", ale nie teraz. Czy to się dzieje naprawdę? Mój ojciec przeszedł jakąś metamorfozę? Cóż, nie sprzeciwiałam się temu. Cieszę się, że taki jest.
          Chwilę po rozmowie zjadłam skromne śniadanie - gdy jestem nie wyspana na nic nie mam apetytu. Przebrałam się, trochę umalowałam i wszyłam z mieszkania. Czekając na windę zauważyłam Harry'ego wychodzącego ze swojego mieszkania.
 - Witam szanowną sąsiadkę. - przywitał się z żartem.
 - Witam sąsiedzie. - posłałam szczery uśmiech.
 - Dokąd to się wybieramy? - wzięłam głęboki oddech.
 - Do szpitala. Noga daje siwe znaki, a ty?
 - Ja jadę do siostry. Mogę cię podwieźć jeśli chcesz, to po drodze.
 - Nie, dziękuję. Ojciec mnie zawiezie.
 - Mhm. A...- złapał się za szyję - co dzisiaj robisz?
 - Jeśli wrócę ze szpitala, to nic.
 - W takim razie...może się spotkamy? - zapytał niepewnie i nagle otworzyły się drzwi do winy. Przepuścił mnie i zapytał ponownie:
 - To jak? O dziewiętnastej, na kolację.

 - Mm... okej. - uśmiechnęłam się i 'wyszłam' z windy. Tata już na mnie czekał. Wsiadłam do samochodu i przywitałam się z nim. Od razu zapytał kim jest mężczyzna, z którym wyszłam z bloku. " To mój sąsiad."- odparłam. Po czym dodałam, że pomógł mi dotrzeć do domu, kiedy nie mogłam się ruszyć z miejsca. Ku mojemu zdziwieniu powiedział, że wydaje się być miły. Coraz bardziej mnie zadziwia. Może coś się stało? Może coś przede mną ukrywa? Nie... to nie to."Po prostu go zapytam." - pomyślałam.
 - Tato? - zaczęłam.
 - Tak?
 - Mam dość nietypowe pytanie... - popatrzył na mnie - Ostatnio zachowujesz się... jak nie ty. Coś jest tego powodem? - zapytałam ostrożnie. Wtedy powiedział, że zrozumiał swój błąd i postanowi wszystko nadrobić, a poza tym przyglądał się przez dłuższy czas Basi, która była bardzo smutna i osowiała. Hm..mówi prawdę? Myślę, że tak, chociaż to mało prawdopodobne, aby zmienić się tak bardzo w  tak krótkim czasie. No cóż, cuda się zdarzają.
           Kiedy dojechaliśmy na miejsce tata pomógł mi wysiąść z auta i poszedł ze mną do środka. Musieliśmy czekać prawie dwie godziny, aż w końcu ktoś mnie przyjmie. Kolejki w szpitalach są niewyobrażalnie długie. Nareszcie po długim czekaniu mnie zawołano do gabinetu. Gdy byłam już w środku powiedziałam co mi dolega i jaka jest tego przyczyna. Doktor kazał mi pokazać, w którym miejscu dokładnie odczuwam ból, więc pokazałam. Patrzył, patrzył i powiedział, że muszę brać odpowiednie leki i robić okłady żelowe. Natenczas pielęgniarka posmarowała mi nogę i zawinęła w bandaż, po czym powiedziała jak mam to robić w domu, a lekarz w tym czasie przepisywał mi lekarstwa. Po wszystkim podziękowałam i wyszłam. Tata siedział w poczekalni, a gdy wyszłam kazał powiedzieć co i jak."Noga jest tylko potłuczona."- zapewniałam, "Muszę stosować żele i zażywać leki."- dodałam. Zanim się obejrzałam byliśmy w samochodzie i wtedy zapytał:
 - Co powiesz na rodzinną kolację?
 - Chciałabym, ale nie mogę.- popatrzyłam na niego - już się umówiłam.
 - Z tym szatynem, prawda? - szturchnął mnie łokciem.
 - Oj tato. - zaśmiałam się.
 - Nie oj tato, tylko tak. - uśmiechnął się pokazując zęby - Chcę wiedzieć z kim chodzi na randki moja córka.
 - To nie randka. Znam go kilka dni.
 - Mhmm...- popatrzył na mnie- w takim razie spotkanie, tak? - kiwnęłam twierdząco głową. Nim mrugnęłam byliśmy już na osiedlu. Wsiadłam bez większego problemu. Noga już tak bardzo mnie nie bolała. Zapytałam się taty, czy wpadnie do mnie na kawę, ale nie miał czasu. Musiał odebrać Basię ze szkoły, a potem jechać na spotkanie. Ach.. cały tata ciągle zapracowany. Nieraz mi go szkoda, chociaż sam mówi, że kocha to co robi.
             Będąc już w mieszkaniu rzuciłam wszystko na podłogę, poszłam do sypialni i położyłam się zmęczona na łóżku z telefonem w ręce, który nagle zadzwonił. Zrobiłam skwaszoną minę i odebrałam.
 - Cześć, Zuz! Jak tam, byłaś u lekarza?- usłyszałam głos Patrycji.
 - Hej, Pat. Byłam, czekałam dwie godziny i jestem bardzo zmęczona, a jak tam u ciebie, kiedy wracasz?
 - No jakoś leci. Mały jest bardzo niegrzeczny, ale sobie radzę. Myślę, że za dwa dni.
Rozmawiałyśmy bardzo długo, ale przypomniałam sobie, że jestem umówiona z Harry'm i musiałam się rozłączyć. Zaraz poszłam do łazienki wziąć kąpiel i się 'ogarnąć'. Przecież musiałam przyzwoicie wyglądać. Na szukaniu ubrań, malowaniu się i kąpaniu zeszło mi ponad dwie godziny. Prędko dokończyłam przygotowania i wyszłam. Zapukałam do drzwi naprzeciwko. Otworzył mi je wysoki szatyn. Przywitał się ze mną i zaprosił do środka. Miał piękne mieszkanie. Nowoczesne, eleganckie i bardzo przytulne. 
Takie...powiedziałabym w jego stylu. Szybko podał kolację - byłam bardzo głodna, jadłam tylko śniadanie. Jedzenie wyglądało pysznie, tak też smakowało. Do tego podał czerwone wykwintne czerwone wino.  Po zjedzeniu przenieśliśmy się na kanapę i zaczęliśmy rozmawiać. O wszystkim i o niczym. Wtedy Harry powiedział: "Opowiedz mi o sobie.". Do głowy przychodziły mi same złe rzeczy, te, których już nie ma. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
 - Hm...od dłuższego czasu szukam pracy, - chciałam się za to uderzyć - jak wiesz, mieszkam sama...- popatrzyłam w dół - A... mój chłopak nie żyje... Ja też otarłam się o śmierć. - zaczęło mnie ściskać w gardle.
 - Przepraszam. - położył swoją dłoń na moim kolanie, a ja pokiwałam głową, co miało oznaczać, że nic się nie dzieje. Wtedy powiedział, że teraz ja mam zadać mu pytanie.
 - Em...Kim jest ta dziewczynka na zdjęciu z tobą?- wyraźnie nie spodobało mu się to pytanie.
 - To ja i... moja córka.- szeroko otworzyłam oczy ze zdziwienia. Pomyślałam, że skoro ma córkę musi mieć też...żonę. Postanowiłam, że wyjdę i przeproszę, ale złapał mnie za rękę i powiedział jak to jest naprawdę. Otóż, jego miał dziewczynę, która zaszła z nim w ciążę. Obydwoje bardzo się cieszyli, ale niestety ona umarła przy porodzie. Naprawdę żałowałam, że o to zapytałam, było mi bardzo głupio. No cóż, jesteśmy w podobnej sytuacji, a ja żeby mu było lżej opowiedziałam moją historię. Po chwili milczenia i jemu, i mi zakręciła się łza w oku. Ale potem na poprawienie humoru włączył prześmieszną komedię i od razu było nam lepiej na duchu. Miło tak czasami się komuś wyżalić, jest o wiele lżej. 


czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 6

                              * Oczami Zuzanny *
    
       Od ostatniego zdarzenia minęło pół roku. Na pogrzebie Nialla było dużo osób i wszystko wyglądało pięknie. To było cudowne pożegnanie, lecz jeden z najgorszych dni w moim życiu. Oczywiście przyjechali jego rodzice, a... o wszystko obwiniali mnie. Dowiedziałam się również, że przyjechał tu specjalnie dla mnie, pewnie dlatego twierdzili, iż to przeze mnie. Przez nich straciłam wiele łez i nerwów, ale nie załamywałam się, jestem silną osobą.
        Nie wierzyłam, że kiedykolwiek to powiem, ale... cieszyłam się, że był przy mnie mój ojciec. To niewiarygodne, przyjechał do mnie. Zaraz po pogrzebie. Bez Basi, ona przyjeżdżała do mnie do szpitala, razem z babcią. A najdziwniejszą rzeczą było to, iż...był dla mnie miły i nie robił mi na złość. Powiedział, że jest winien wszystkim moim niepowodzeniom, że nasze relacje to jego wina, że mi pomoże i..., że mnie...kocha. Zostawił Natalię, w końcu przejrzał na oczy. Postanowił spędzać z nami więcej czasu, jeżeli będę tylko chciała i mam do niego dzwonić, gdy będę mieć jakiś problem. Kolejną rzeczą, z której się cieszę to, Patrycja. Zyskałam przyjaciółkę, prawdziwą przyjaciółkę dzięki, której wiem, że przyjaźń istnieje i wcale nie jest przereklamowania. Każdego dnia do mnie dzwoni, a kiedy leżałam na oddziale prawie codziennie mnie odwiedzała i pytała jak się czuję. Oczywiście nieraz byłyśmy na wspólnych zakupach, w kinie, u Nialla. Mogłam się jej zwierzać ze wszystkiego, a ona mnie. Już znałyśmy wszystkie nasze największe sekrety. Wszystkie.
          Pewnego dnia, Patrycja musiała pojechać na kilka dni do swojego brata, ponieważ jego żona pojechała na trzydniowe szkolenie za miasto, a on ma pracę i nie ma się kto zająć.
- No to trzymaj się i żebyś nie zwariowała z dzieciakiem! - zaśmiałam się
- Dzięki, mam nadzieję, że wrócę w jednym kawałku. 

- Dobra, papa.
- Do zobaczenia. - przytuliłyśmy się.

Zaraz po tym jak moja przyjaciółka wyjechała ja poszłam do kuchni i przygotowałam sobie obfity obiad, po którym postanowiłam się przejść. Kiedy wyszłam już z bloku słońce radośnie ogrzewało wszystko dookoła. Zaraz zauważyłam, że do mojego bloku ktoś będzie się wprowadzać. Widziałam ciężarówkę wypełnioną nowoczesnymi meblami, które ostrożnie wnosili do środka budynku. "O, nowi sąsiedzi. Może nie będę taka samotna." - pomyślałam kierując się w stronę parku. 
           Chodziłam bardzo długo i wtedy sobie pomyślałam, że może kupię coś dla siebie. Chodziło mi o kosmetyki oczywiście, a dokładniej o cienie do powiek i szminkę. Tak też zrobiłam. Poszłam do mojego ulubionego sklepu z rzeczami do makijażu. Byłam w nim tak długo, że kiedy wychodziłam była już szarówka. "No nie.."- przeleciało przez moją głowę. Na moje nieszczęście zaczął padać deszcz, więc wpadłam do pierwszej lepszej kawiarenki, gdyż nie miałam na siebie żadnej kurtki, czy też swetra. Kiedy weszłam w środku była tylko jedna osoba. Kiedy popatrzyłam na meni już wiedziałam czemu, dlatego też z godnością się wycofałam. Wychodząc z kawiarni - były tam schody - odezwała się moja noga. Ból był tak silny, że runęłam na ziemię. Nikogo nie było, a ja nie mogłam za nic wstać. Próbowałam coś zrobić, lecz nic nie pomagało. Wtedy podbiegł do mnie pewien wysoki mężczyzna. Miał brązowe włosy, obcisłe czarne spodnie, granatową koszulkę i czarny płaszcz.
- Co się stało? Mogę pani jakość pomóc? - przeją się wyraźnie.
- Em...- popatrzyłam na niego - wywróciłam się, ponieważ bardzo zabolała mnie noga... i teraz nie mogę wstać. Bo dalej boli.
- To ja pani...

- Może mówmy sobie na 'ty'. Tak będzie łatwiej?
- Racja. Harry. - uśmiechnął się i podał mi dłoń.
- Zuzia. - uścisnęłam ją.
- Dobra. Zróbmy tak, ja ci pomogę wstać i zawiozę do domu.
- Nie trzeba sama dojdę, jeśli tylko wstanę.

Kucnął sobie obok mnie, owinął moją rękę wokół swojej szyi i jakoś wstałam. Stać stałam, ale nie mogłam chodzić.
- Wiesz... chyba skorzystam z twojej propozycji. - uśmiechnęłam się.

Dokuśtykałam jakoś do samochodu - z jego pomocą oczywiście. Nie do byle jakiego samochodu, dokładnie do czarnego leksusa, w którym siedziała kobieta, bardzo ładna. "Pewnie jego dziewczyna" - pomyślałam.
- Gemma, poznaj Zuzię. - powiedział do niej i popatrzył na mnie w lusterku.
- Cześć, Gemma. Jestem siostrą Harry'ego. - podała mi dłoń.
- Zuzia, jego...znajoma. - uścisnęłam ją.
- Najpierw odwieziemy Gemmę do jej mieszkania, a potem pojedziemy gdzie trzeba. - powiedział, a ja pokiwałam twierdząco głową.
Kiedy już odwieźliśmy ją na miejsce, zapytał mnie gdzie mieszkam. Wtedy powiedziałam, że na osiedlu Kwiatowym w bloku numer 2. "Co za zbieg okoliczności." - powiedział - "Ja też tam od dzisiaj mieszkam.". No tak, to by się zgadzało, rano ta ciężarówka, o jej, teraz na bank będzie mi lepiej na duchu.
- A, w którym mieszkaniu?
- W czternastce, a ty?
- A w dwunastce. Będę do ciebie przychodzić po cukier. - powiedział żartobliwie.
Za chwilę dojechaliśmy na miejsce, a moja noga dalej odmawia mi posłuszeństwa, więc Harry musiał jakoś wyjąć mnie z samochodu. Dotarliśmy jakoś do windy. Będąc w niej przez chwilę zamilkliśmy, a ja czułam jego wzrok na sobie. Było to trochę krępujące, ale po chwili byliśmy na odpowiednim piętrze. Wyciągnęłam klucze i otworzyłam drzwi od mieszkania.
- Może wejdziesz? - zapytałam, a on pokiwał twierdząco głową. Zaraz przygotowałam nam jakoś herbatę i coś do jedzenia. Chwilę rozmawialiśmy i Harry poszedł do siebie.
Pomyślałam sobie, że jest naprawdę miłym gościem i chciałabym go bliżej poznać. Żeby sobie tak usiąść i gadać. O wszystkim muszę opowiedzieć jutro Patrycji, kiedy zadzwoni, by mnie obudzić. Pewnie będzie mi kazała iść do lekarza.



niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 5

                                 * Oczami Zuzanny *

         Wszystko układało się świetnie hm, właściwie cudownie. Ja i Niall... staliśmy się parą. Jednak stara miłość nie rdzewieje. Przy nim czułam się         bezpieczna, kochana i... potrzebna. Nieraz zastanawiam się czy ja na niego     zasługuję. W życiu robiłam tyle głupstw, tyle incydentów...

          Pewnego jesiennego dnia mój chłopak zaprosił mnie na randkę. Wieczór
spędziliśmy w kinie na dwóch komediach romantycznych, po czym zjedliśmy   kolację w maku, ponieważ o tak późnej porze żadna restauracja nie była       otwarta. Gdy skończyliśmy jeść ruszyliśmy w stronę samochodu. Szczerze       mówiąc trochę się zaniepokoiłam, bo na zewnątrz była mgła i śliska jezdnia,  - jak to na jesień przystało - a do domu mieliśmy kawałek, około trzydziestu   minut. No cóż, wyjechaliśmy z parkingu i dosłownie nic nie było widać.         Jedynie lekkie światła latarni. Obydwoje byliśmy zestresowani. Za chwilę       byliśmy na ulicy, gdzie było widać dużo więcej, a Niall korzystając z okazji     troszkę przyspieszył, za nim się zorientowaliśmy rozpędzony samochód   sportowy uderzył w nasze auto z taką siłą, że usłyszałam tylko głośny pisk
opon. Szybko przyjechała karetka, policja i straż pożarna. Wszystko wyglądało strasznie. Ludzie z pobliskich domów wyszli zaniepokojeni całą sytuacją,   niektórzy nawet nam pomagali jak tylko mogli. Ja... widziałam tylko Nialla, który leżał na noszach i mężczyznę, który w nas uderzył, niestety nie widziałam jego twarzy, za moment straciłam przytomność. Straszne sceny przewijały mi się przed oczami, krew, łzy i światła policyjne, ale wkrótce widziałam już tylko ciemność. - obudziłam się. 
          Kiedy otworzyłam oczy widziałam jasność, cholernie rażącą biel, a obok mnie siedziała kobieta, nie znałam jej.
- Czy ja umarłam? - ledwo wydusiłam słowa.

- Nie. Jesteś w szpitalu, ty i twój chłopak mieliście wypadek. - powiedziała.
- Mój chłopak. - przypomniało mi się - Gdzie on jest? Wszystko z nim dobrze? - zaczęłam się denerwować, a ona opuściła głowę i złapała mnie za rękę.

- Przykro mi to mówić... - łzy napłynęły mi do oczu - Ale on już nic nie czuje. On nie żyje... - mocno zacisnęłam oczy i zaczęłam przeraźliwie płakać. Ból rozsadzał mnie od środka. Coś we mnie pękło. Tak jakbym wyrzucała wszystkie moje uczucia na zewnątrz. Ona próbowała mnie uspokoić, ale ja dalej krzyczałam jak oparzona. Myśl, że już nigdy nie będzie tak samo jak wcześniej mnie dobijała. Wreszcie ktoś przy kim czułam się naprawdę dobrze, odszedł...
Płakałam dalej, aż w końcu przyszła pielęgniarka wraz z lekarzem i chyba dali mi coś na uspokojenie, bo poczułam tylko mocną senność. Za jakiś czas, znów się obudziłam. Tym razem zobaczyłam doktora i złapałam go za rękę.
- Czy ja mogę go zobaczyć? - powiedziałam drżącym głosem.
- Nie wiem czy to dobry pomysł...

- Proszę, chcę się z nim pożegnać, ostatni raz. - łza spłynęła mi po policzku. Mężczyzna pomógł mi wstać i usiąść na wózku, po czym poszliśmy kilka sal dalej. Przy drzwiach wstałam i zostałam 'doprowadzona' do łóżka, w którym leżał Niall. Był blady, posiniaczony i całkiem zimny. Usiadłam przy nim zapłakana i przytuliłam się do jego lodowatego ciała. Powiedziałam mu do ucha "Kocham cię i nigdy nie zapomnę. Żegnaj." i pocałowałam w policzek. Wróciłam zaraz do sali, a w niej dalej była ta dziewczyna. Zapytałam jej co z tamtym chłopakiem i powiedziała, żebym się nim teraz nie przejmowała, bo nic mu nie jest. 
- Przepraszam, a jak masz na imię? Bo nie zdążyłam zapytać.
- Patrycja.- podała mi rękę.
- Zuzia. - uścisnęłam jej dłoń. 

Dość długo rozmawiałyśmy i okazało się, że to ona zadzwoniła po pomoc i ogólnie bardzo nam pomogła, bo akurat przechodziła obok. Jestem jej wdzięczna za pomoc, bo nie wiadomo co by z nami było. Cały tydzień spędziłam w szpitalu, a ona co dzień mnie odwiedzała i siedziała po kilka godzin. Tak jakby chciała, żebym nie myślała zbyt dużo o śmierci Nialla, ale nie da się tak po prostu nie myśleć. Oczywiście doceniam to co dla mnie robi, bo różne rzeczy przychodzą człowiekowi do głowy, gdy jest sam...